poniedziałek, 28 lipca 2014

O liczeniu fok słów kilka

Zaczęło się od artykułu na stronie www , który to rekomendował udział jako wolontariusz do pomocy przy narodowym liczeniu fok. Nasza wyobraźnia natychmiast zaczęła pracować. Oto idziemy my, przedzieramy się przez plażę pełną fok; ledwo dajemy radę je omijać, bo tyle ich jest. Foki podchodzą do nas, chcą żebyśmy je głaskali. My z trudem łapiemy się w naszych kalkukacjach - to już setna, czy 110? Nie ma to znaczenia, błąd na poziomie 10% jest w tej branży akceptowalny.
źródło: national geographic
Bez wahania zatem zgłosiliśmy się na tę przygodę życia. Niemałe znaczenie miało również darmowe ciastko i kawa oferowana przez Narodowe Fokarium w Hvammstangi.

W sobotę dojechaliśmy samochodem Asi do punktu przystankowego, jakim było Borgarnes. Na tej uroczej wsi nie było zbyt wiele do podziwiania, choć zjawiska geologiczne jak wszędzie były imponujące. Spaliśmy w klimatycznym budynku:
Od tego miejsca nasza żądza przygód wzrosła, dlatego postanowiliśmy, że do Hvammstangi dojedziemy autostopem. Na samochód nie trzeba było długo czekać, powiedzmy 15 minut. Zatrzymała się dla nas była minister środowiska Islandii oraz jej mąż, który jest profesorem na Uniwersytecie. :) Dowieźli nas tak daleko jak mogli, czyli do rozwidlenia na drogi nr 60 i nr 1 i łapaliśmy drugiego stopa. Tu było już trudniej, bo prawie wszystkie auta skręcały na drogę nr 60. Mieliśmy jednak ponownie szczęście, bo zatrzymał się pewien młody Belg, który podążał w tym samym kierunku co my, czyli liczyć foki.

W celu zliczania fok zostaliśmy podzieleni na rejony. Rejony były łatwiejsze i trudniejsze. Dziewczyny bardzo były zdziwione trudnością naszej trasy, i trochę wody upłynęło zanim załapały, że ja przy zapisach zadeklarowałam, że chętnie weźmiemy "difficult area";).

Po drodze napotkałyśmy domek z gorącą wodą. Nie do końca kumam o co chodzi z domkiem.
Asia szybko posmutniała. Miała już dość chodzenia po kamieniach. Poza tym nie widziałyśmy żadnych fok.
W tle widać owieczki.
W końcu! Osada foczek. Na brzegu wygrzewało się około 11 pięknych stworzeń morskich. Na nasz widok część uciekła do wody. Na zdjęciu widać 3 foki.
Zadowolone chciałyśmy już podążać ku końcowi. Tu jednak ukazała twarz wspomniana trudność trasy. Miałyśmy do wyboru albo przejść po pionowych skałach, albo pokonać drut kolczasty.
W końcu dotarliśmy do fokarium i napiliśmy się zasłużonej kawy.
W drodze powrotnej jeszcze zahaczyliśmy o krater powulkaniczny Grabrok.
Na tym skończyły się przygody tego dnia.

piątek, 25 lipca 2014

Kulinaria: suszona ryba

Oto suszona ryba, czyli inaczej harðfiskur:
Dziś wyszłam ze swojej strefy komfortu i zakupiłam taką w Bónusie, w ilości 70g (dzięki Bogu, że mają takie małe opakowania:)). Cena tej małej tortury to 600 ISK (4 euro).

Suszona ryba jest niesamowitym przykładem optymalizacji w naturze. Ryba traci 80% swojej objętości jednocześnie zachowując 80% białka! :) Jej kolejną zaletą jest to, że nie trzeba jej przygotowywać.

Teraz przejdziemy do wad.

Zapewne każdy słyszał o zjawisku czarnej dziury. Podobno w obrębie bardzo małej objętości tejże dziury mieści się niewyobrażalnie duża masa (tak słyszałam). Siła przyciągania jest tam tak silna, że przyciąga nawet światło, które przez to nie może opuścić czarnej dziury ;).

Podobne zjawisko zachodzi w suszonej rybie. Tam jednak skondensowana nie jest masa, lecz "zapach". To wręcz nieprawdopodobne, że 70 gram czegoś suchego o konsystencji prawie że papieru, może wydzielać aż tak intensywną "woń"!

W smaku jest odrobinę lepsze, ale suche jak sama nazwa wskazuje.

Podobno są jednak ludzie, którzy to lubią.

wtorek, 22 lipca 2014

Iceland Excursion - AH30 South Cast and Thorsmork

W niedzielę wybrałyśmy się na zorganizowaną wycieczkę z przewodnikiem, z firmy Iceland Excursion. Strona www wycieczki znajduję się pod tym linkiem.

Cena wycieczki jest dość wysoka jak na 10/11-godzinną podróż (19500 ISK = 130 EUR), my jednak skorzystałyśmy z niepowtarzalnej promocji ;), toteż summa summarum było nas stać.

Żeby dojechać do Thorsmork, trzeba było forsować nie jedną i nie dwie rzeki, lecz chyba z 15 rzek w każdą stronę (nie było mostów). Nie były to oczywiście rzeki pokroju Wisły, jednakowoż i nie strumyczki. Dlatego też ku naszemu zdziwieniu nie podjechała pod nas limuzyna, lecz ciężarówka.
Dojechaliśmy w bardzo ładne miejsce zwane Stakkholtsgjá.
Oto przewodnik stojący na rzeczce (na tej trasie wiele osób niestety wiele osób wpadło do rzeczki butami)
Przewodnik był bardzo fajny i większość czasu opowiadał różne ciekawostki o Islandii. Pobieżaliśmy takim kanionem:
Zdjęcia pod strumyczkiem niestety nie wyszły nam najlepiej ze względu na słaby aparat...
Dlatego chciałabym zaprezentować zdjęcie zapożyczone z bernhard.photoshelter.com.
Ile twarzy widzisz poniżej? (Płaczę ze śmiechu ilekroć spojrzę na nogi Asi...:))
 Później pojechaliśmy na spacer do Thorsmork.
"Weronika! Tu jest dużo grzybów, robimy zupę?"
Poniżej wyschnięte jezioro przy języku lodowca:
Zahaczyliśmy też kolejny raz o wodospad Seljalandsfoss.
Ogólnie ze względu na cenę i charakter wycieczki, w taki sposób podróżują raczej osoby starsze lub z dziećmi - byłyśmy tam najmłodszymi uczestnikami samodzielnymi, później powiedzmy że były osoby po 30stce, ale było też trochę 60-letnich dziadków (jeśli czyta to mój tata - były same młode osoby w wieku do 70 lat).

PS. Dobrze, że nie przytrafiło nam się coś takiego: news of Iceland .

wtorek, 15 lipca 2014

Połowa Golden Circle


W sobotę wybrałyśmy się na małą wycieczkę, stanowiącą część standardowej Islandzkiej trasy wycieczkowej Golden Circle.
Pierwszym elementem wycieczki był park Þingvellir. W tym miejscu stykają się tam płyty tektoniczne amerykańska z europejską. Wskutek dryfu kontynentów powstało tam wiele pęknięć skorupy ziemskiej. Można przespacerować się takim wąwozem.
 Oczywiście są wodospady, bo przecież wszędzie muszą być.
Niezniechęcona doświadczeniami, dalej hasam po wodzie.
Na Islandii dziwnym zwyczajem jest układanie kamyków w kupki. Podobno ma to przynosić szczęście. Tutaj mamy całe pole kupek.
Jeżeli jednak Rząd Islandii uzna, że kupka jest już wystarczająco duża, to wystosuje zakaz dokładania kamieni. :(
Następnym przystankiem były pola geotermalne, czyli ziemia na której coś się gotuje. Po zapachu można zgadywać, że jajka. Woda na ziemi rzekomo miała mieć 80-100 st.C. (Nie sprawdzałam).
Na polach znajduje się najsłynniejszy czynny gejzer Islandii, Strokkur. Wybucha on co kilka minut. Sam wybuch jednak trwa bardzo krótko więc ciężko uchwycić go na zdjęciu. Udało się jednak uchwycić niezwykle uradowaną Weronikę:).
Trochę żeśmy wyczekały i udało się jednak złapać z gejzerem.
Ciekawe, skąd ten niebieski kolor.
Kolejnym i zarazem ostatnim punktem wycieczki był wodospad Gullfoss. Był w porządku. Fajne w nim jest to, że jak tylko słońce wyjdzie, to będzie tam tęcza.
 W pewnym niewielkim stopniu jest to widoczne na poniższym zdjęciu.

PS. Gejzer podobał mi się na tyle, że umieszczam filmik do niego. Nie jestem autorem filmiku, link prowadzi do oryginału.  
PS.2. Wszystkie zdjęcia należą do Weroniki Pająk. Dlatego są, jakie są ;D.

piątek, 11 lipca 2014

Poszukiwanie pokoju w Reykjaviku

Nie jestem specjalistą w tym temacie, ale się wypowiem.
Ja zagadałam do dwóch ludzi na coachsurfingu, czy nie znają kogoś, kto wynająłby mi pokój na 3 miesiące. Jedna nie znała, druga znała. Płacę 45.000 ISK, czyli ok. 300 EUR. Warunki mam "raczej" kiepskie (pokój 6m2... nie będę się rozwodzić na ten temat;)). Lokalizacja jest za to idealna - centrum Reykjaviku. Koszty komunikacji miejskiej są dosyć wysokie, miesięczny bilet ok. 10.000 ISK (65 EUR), bilet jednorazowy 350 ISK, więc lokalizacja ma duże znaczenie. Poza tym w sezonie jest bardzo ciężko coś znaleźć

Inne osoby mi znane mają bardzo różne warunki, płacą za pokój od ok. 30.000 ISK do 60.000 ISK. Wiadomo jednak, że jak szukasz poza sezonem, to jest dużo łatwiej. Niemniej słyszałam też, że właściele mieszkań, którzy wynajęli pokój poza sezonem, przed sezonem Ci go wypowiedzą... żeby wynająć go turyście za kilkakrotnie wyższą kwotę. Nie muszę chyba tłumaczyć, że może to być problematyczne dla takiego wyrzuconego lokatora.

Coś takiego jak podpisywanie umów na mieszkanie czy wpłacanie kaucji chyba tutaj nie funkcjonuje (przynajmniej nie wśród ludzi, których znam).

czwartek, 10 lipca 2014

Co można robić w Reykjaviku cz. I

Jeśli przypadkiem pojawiłeś/aś się na tej wsi na dłuższy czas, nie załamuj się. To nie jest tak, że jedyną opcją jest wypasanie owiec i picie piwa w parku. Spróbuję sporządzić w kilku częściach pewne przedstawienie możliwości oferowanych przez ten skromny region.

Bardzo bym chciała polecić każdemu kto lubi gry i zabawy...

Game night.

W każdą środę ok. 20:00 rozpoczyna się "noc gier". Do kawiarni w Bió Paradis przychodzą ludzie z masą gier planszowych/karcianych. Impreza jest raczej kameralna, 10-15 osób.

Gry RPG, strategiczne, oszukiwawcze, na budowanie i niszczenie. Każdy jest mile widziany, i nie trzeba przynosić swojej gry, bo na miejscu jest wielka skrzynia tajemnic, w której skrywają się wszystkie gry o których zdążysz pomyśleć. Całość kończy się około 23:00. W ciągu tych trzech godzin masz niepowtarzalną okazję, żeby porozmawiać z ludźmi różnych narodowości, w tym całkiem sporo Islandczyków. Warto więc skorzystać, kiedy już chcą z Tobą porozmawiać, bo taka szansa nie trafia się zbyt często ;).

piątek, 4 lipca 2014

Jak zostałam meteorologiem

W firmie wypuszczany jest newsletter, w którym znalazło się krótkie przedstawienie mojej postaci:
Krótko po wypuszczeniu newslettera jego autorka przeprosiła za wypuszczenie tekstu z błędami. (Przyznam, że napisałam to w 15 sekund i nie sprawdzałam w żaden sposób poprawności, i teraz faktycznie widzę że błędy są). Poszło wyzwanie, kto wychwyci błędy. Pierwszy odezwał się Amerykanin J.: "METROLOGY". Wypuszczająca newsletter osoba żwawo przytaknęła i na czacie publicznym rozpoczęła się wojna na szyderstwa.
"Czy to nauka o logistyce w restauracji METRO?" (Jest taka w Reykjaviku)
"A może nauka o tworzeniu metronomów?"
Nie wiedząc o co chodzi zapytałam J.: "Co jest nie tak z wyrazem metrology?"
Na co uzyskałam odpowiedź: "It should be meteorology, metrology isn't anything". Podesłałam im zatem linka do wikipedii i wszyscy byli bardzo zdziwieni, że jednak coś takiego istnieje.
"Yay, Kasia, you are so smart!"
"Kasia, +1 for being a nerd"
"Kasia, +1.0 (proper measurements)" etc.

Znaleźli sobie jednak nowy punkt zaczepienia i wysyłali dalej obrazki w stylu:


wtorek, 1 lipca 2014

Islandzka pogoda...

Zapewne smutno Wam, że nie pojawiają się tu żadne notki z wyjazdów. Powód jest trywialny. Ciągle pogoda jest do kitu. Od kiedy przyjechałam, czyli już praktycznie dwa tygodnie temu, były ładne może ze trzy dni; w tym dwa wykorzystałam na ten dłuższy wyjazd.

Pakując się tutaj, sprawdzałam pogodę i byłam nastawiona pozytywnie; miało być 15-16 stopni. Zaproksymowałam sobie to na polskie warunki ("prawie 20 stopni, biorę sandały":)). Jednak tutaj pogoda działa inaczej niż u nas. Nawet jeśli jest kilkanaście stopni na google weather, to jeśli zachmurzenie jest 100% (tu sobie możecie sprawdzić, że nie kłamię z tym %: http://www.foreca.pl/Iceland/Reykjavik?map=cloud ), do tego wieje wiatr i pada deszcz, to odczuwalne wtedy jest dla mnie 5-10 stopni. Nie było jeszcze dnia, żebym wyszła bez kurtki zimowej, chociaż zdarzało mi się ją ściągać na godzinkę czy dwie.

Dziś z kolei wręcz jest jakieś zagrożenie sztormem, wiatr był taki silny że pomimo deszczu nie było sensu łazić z parasolem.

A kalosze były zakupem lepszym nawet od czapki.

I nie śmieszy mnie już, że Skandynawowie myślą, że Polska to ciepły kraj. Polska to ciepły kraj! (czasami:)

PS. Jak słońce na chwilę wyjdzie zza chmur to temperatura odczuwalna wzrasta nawet do 30 stopni. Tylko rzadko to ma miejsce.