niedziela, 29 czerwca 2014

Mariuhellar - lawowa jaskinia

Jak wiadomo, Islandia w dużym stopniu pokryta jest pustyniami lawowymi. Okazuje się jednak, że nie zawsze musi to być nudne i bezużyteczne. W pobliżu Reykjaviku (ok. 30 min autobusem, przystanek obok IKEI) jest pewna lawowa jaskinia, której otoczenie jednocześnie stanowi naturalną ściankę wspinaczkową. Jest ona jedną z trzech jaskiń nazywanych grupowo Mariuhellar, i o ile się nie mylę sama nosi nazwę Urriðakotshellir. 

Mimo niewysokich ścian i niewielkiej powierzchni naprawdę fajnie można tam się wspinać. Po białych śladach od magnezji na "chwytnich skałkach" można rozpoznać, że ludzie korzystają z tej funkcjonalności.
 Wespnę się czy nie wespnę?
 Wspięłam się:).

środa, 25 czerwca 2014

Jak załatwić sobie staż na Islandii

W tym poście chciałabym odpowiedzieć na pytanie, które często mi ludzie zadają. Jak zalatwiłam sobie staż? :)

Otóż, odpowiedź jest bardzo prozaiczna. Zalatwiłam sobie poprzez program praktyk studenckich w Dziale Współpracy Międzynarodowej naszej pięknej uczelni (PWr). Program nazywa się Fundusz Stypendialny i Szkoleniowy, i jest to w zasadzie to samo co Erasmus Praktyki, z tym że z minimalnie wyższą stawką i obejmuje kraje: Islandia, Lichtenstein, Norwegia. Choć w zasadzie: przez DWM załatwiłam sobie finansowanie praktyki. Jeżeli komuś wystarcza kwota oferowana przez nich (500 EUR jednorazowo + 800 EUR miesięcznie) to w zasadzie ma problem z głowy; znaleźć darmową (dla firmy) praktykę jest dużo łatwiej, niż płatną. Ja niestety nie dostaję żadnych pieniędzy od firmy - jednak argumenty "za takie pieniądze bym nie przyjechał" są zupełnie nietrafione, bo nigdy nie twierdziłam, że jadę na Islandię dla pieniędzy:p. Nie polecam jednak takiego rozwiązania dla ludzi bez własnych oszczędności. Za 800 EUR może i dałoby się przeżyć, ale chyba trzeba by było nie wychodzić z pokoju, a siedzenie w pokoju tańsze jest w Polsce.

Firmy zaczęłam szukać już w grudniu, chociaż o praktyce myślałam od dużo wcześniej. Z myślenia jednak nic nie powstało. Toteż w grudniu jednego dnia usiadłam i przegrzebałam google w poszukiwaniu "iceland software", "reykjavik software", "reykjavik c++" i miliony podobnych kombinacji. Firm do wyboru nie było dużo, w zasadzie nie pamiętam już, czy jakakolwiek poza moją wpadła mi w oko (czy w ogóle się pojawiła...:D).

Jak już znalazłam "zieloną chmurkę", przeczytałam ich stronę internetową i napisałam spersonifikowaną aplikację, załączając CV oraz list motywacyjny, w którym nawiązałam do rzeczy które mieli zamieszczone na stronie. Dostałam odpowiedź (nie automat) w ciągu kilku minut, że rozpatrzą mnie w ciągu tygodnia. Jednakże chyba po dniu czy dwóch zaprosili mnie na rozmowę na skype. Rozmowa była z gatunku "fantazja HRu", czyli jakie są Twoje mocne strony, słabe, dlaczego nienawidzisz swojego szefa i kiedy ostatnio kogoś pobiłeś w pracy. Nie poszło mi tam nad wymiar dobrze, bo bardzo się stresowałam i gadałam głupoty (w stylu: "pokłóciłam się z szefem, bo kazał mi zmienić dźwięk w guziku z 'piii piii piii' na 'pipipi', ale w zasadzie nie pokłóciłam się z nim tylko grzecznie wykonałam polecenie"). Okazało się jednak że mój stopień nieogarnięcia ich nie znięchecił i zaprosili mnie do kolejnego etapu: rozwiązanie zadań online, w takim systemie monitorującym na żywo postęp pracy. Dali mi 2 zadanka i napisali, że sugerują by każde z nich zrobić w ciągu 15 minut. Były to zadania, które w pythonie faktycznie można było raz-dwa rozwiązać. Jednak ja, nie chcąc ryzykować, bo w pythonie nie jestem biegła, robiłam je w C++ i zabrały mi 2 razy więcej czasu. To jednak ich nie zniechęciło i zaprosili mnie na praktykę.

Ludzi zainteresowanych takimi praktykami przestrzegam przez robotą papierkową - jest tego naprawdę dużo, także ja mimo że zaczęłam 11 stycznia, to jadąc 17 czerwca wciąż nie miałam pozałatwiane i musiałam dosyłać umowy z Islandii (co kosztowało ze 30 zł, a gdybym chciała monitorować położenie listu, to z 60-70 zł o ile dobrze pamiętam). Trzeba podejść po męsku i zrobić to szybko; mimo że przyznaję że zbieranie tych papierków jest nieprzyjemne.

Jeśli ktoś by miał chęci spróbować, to z chęcia posłużę radą (w ramach możliwości). FSS Praktyki jest akurat tylko dla studentów, ale są też programy dla absolwentów i zapewne wtedy warunki finansowe też są lepsze.

Później zamieszczę też listę firm z Reykjaviku związanych mniej-więcej z IT.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Na wschód od Reykjaviku

Pomysł na podróż na wschód pojawił się z nienacka; siedziałam niewinnie na facebooku w piątek wieczorem, kiedy odezwał się do mnie ktoś, kto słyszał od koleżanki, która słyszała od innej koleżanki (tu wszyscy wszystko wiedzą), że chciałabym się gdzieś wybrać, a im akurat brakowało jednej osoby do kompletu w aucie. Oczywiście bez wahania zgodziłam się i następnego dnia już siedzieliśmy raźnie w drodze do Jökulsárlón.
Trasa wyglądała mniej więcej tak:
Po drodze była masa wodospadów; przy niektórych zatrzymywaliśmy się, by kontemplować ich urok i zagłębiać zakątki w okolicy.


Imponujący był praktycznie każdy kawałek ziemi.

Zahaczyliśmy o wrak samolotu w Sólheimasandur (http://www.amazingplacesonearth.com/airplane-wreckage-iceland/). Tu niestety Daria zamiast pstrykać fotki, wspinała się na jego czubek, w związku z tym chwilowo mogę pokazać Wam jedynie zdjęcie od wewnątrz:


Z innych złomiarskich przygód, zatrzymaliśmy się też przy moście, który został zniszczony w wyniku powodzi spowodowanej gwałtownym roztopieniem się lodowca Vatnajökull - lodowiec zaś topił się gwałtownie, bo wybuchł pod nim wulkan.
Tak powstały zjeżdzalnie.
W okolicach Lodowej Laguny urządziliśmy sobie camping. Tak wyglądało nasze pole namiotowe:
Niestety, z prysznica leciała tylko zimna woda, żeby nie powiedzieć: lodowata. Darmowemu koniowi nie zagląda się jednak w zęby. Prysznic nadrabiał wyglądem:
Taki widoczek mieliśmy z campingu:
A oto obiecana lodowa laguna:
W drodze powrotnej jeszcze wstąpiliśmy na jakąś przechadzkę górską. Były tam kolejne wodospady - ten godny jest uwagi z racji nie nietypowe ułożenie bazaltu, chociaż na tym zdjęciu jeszcze tego nie będzie widać:


Ale tu już widać, że bazalt ułożył się poziomo, co podobno jest bardzo rzadkie.
Jeszcze rzut na plażę.
Oraz na zakończenie wycieczki, kąpiel w gorącym, naturalnym basenie. PS. Na tym zdjęciu dochodzi północ:).
Niestety w poniedziałek trzeba iść do pracy; dlatego też na tym też skończyła się nasza wycieczka. 

Wszystkie fotografie należą do Darii Kochan. 

piątek, 20 czerwca 2014

Drugi dzień w firmie

Dziś jeszcze krótka kontynuacja wczorajszych wrażeń z firmy.

Moim bezpośrednim przełożonym jest Islandzki Kowboj, który sobie chodzi w filcowym kapeluszu i nosi gitarę do firmy. Jak mu się nudzi, to zaczyna sobie na niej grać. (Siedzi tuż obok mnie:p).

Zaś czasami w piątki w firmie programiści przynoszą sobie piwko i piją w pracy. Nikomu to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie; wszakże powszechnie wiadomo, że do pewnego stopnia natężenia alkoholu we krwi wydajność programisty wzrasta.

Teraz bardzo krótki snapshot z mojej drogi do pracy :).

Bardzo zadowolony z siebie skrzydlaty kamień. On chce, żebyś brał z niego przykład!
Ulicę na której pracuję rozpoznacie bez trudu po czerwonych latarniach.
 Przykładowy wygląd ulicy Laugavegur (główna ulica w centrum Reykjaviku).

A teraz hit programu, czyli powód, dla którego czytacie tę notkę. Jutro wybieram się do Jökulsárlón (isl. "laguna lodowcowa")! Wracam w niedzielę wieczorem. Żeby podsycić Waszą ekscytację, zamieszczam przykładowe zdjęcie z google:


czwartek, 19 czerwca 2014

Pierwszy dzień w firmie


Dziś minął pierwszy dzień na stażu w firmie "zielona chmurka" (nie chcę wymieniać oryginalnej nazwy, żeby mnie czasem nie wygooglali...:D). Ten post będzie pokrótce określał warunki panujące w firmie, wszystkich poszukiwaczy wrażeń zatem proszę o udanie się gdzie indziej; wulkany, lawy, rowy mariańskie - to nie tutaj.

Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Firma jest mała, w biurze siedzi około 20 osób. W kuchnio-salonie znajduje się playstation, stół do ping ponga, i oczywiście stół do jedzenia. Ogromnym szczęściem jest darmowość obiadków (bardzo pomocne, jeśli człowiek nie chce zbankrutować). Dzisiaj na obiad była tzw. "icelandic meat soup", co w praktyce dla mnie wyglądało jak rosół z mięskiem zamiast makaronu. Było całkiem smaczne. Kawa też jest za darmo. Firma nie dziaduje, wszystko jest ładne, nowe, eleganckie. Najprawdopodobniej lokalizacja firmy też należy do droższych w mieście (widok na morze). Pracujemy na laptopach, niestety dali mi MacBooka z MAC OS (Czy MacBook może w ogóle mieć inny system?). Mówią, że człowiek do wszystkiego się przyzwyczai, ale użytkowanie MacBooka naprawdę wiąże się dla mnie z ogromnym bólem psychicznym...

Ludzie są fajni, praktycznie każdy innej narodowości. Za mną siedzi dziewczyna z Chorwacji, która również zaczynała jako praktykantka. Inne kraje to USA, Grecja, Turcja, Ukraina, Katalonia, kilku z Islandii.

Dzisiaj zajmowałam się organizowaniem sobie miejsca pracy, instalowaniem systemu oraz używanych tooli. Firma korzysta z bardzo wielu opensourcowych rozwiązań. (W sumie nie dam sobie główy uciąć, że wszystkie są opensourcowe). Generalnie (bo tyle chyba mogę napisać:) zajmowałam się dziś konfiguracją i uruchomieniem sobie oprogramowania sprawującego pieczę nad instancjami węzłów w sieci: "Chef". Cóż, poszłam do firmy tworzącej serwery w chmurze, to będę miała pracę bardziej sieciową. Dzisiaj jeszcze nie lubiłam tych zagadnień, bazy danych, wirtualne maszyny... Czuję, jakby to było bardziej dla "informatyków", a ja się nie utożsamiam z tym gatunkiem. Na pewno jednak prędzej czy później będę musiała się z tym obyć, a zatem i polubić. Pracujemy w SCRUMie. Minusem firmy jest to, że pół godziny przerwy obiadowej jest doliczane, czyli trzeba być w pracy 8:30h. Teoretycznie są godziny elastyczne, i można sobie wybrać godzinę przyjścia od 7:00 do 9:00. W praktyce prawie wszyscy zjawiają się o 9:30 lub nawet później.

Dziś nie zrobiłam żadnego zdjęcia, wrzucę zatem wczorajsze.


Typowa islandzka para.

 
Pełno jest tu różnego rodzaju rzeźb i pomników. Ten oceniam jako przestrogę przed pracoholizmem. Chociaż równie dobrze może to być cześć oddana człowiekowi na którego spadł głaz.

 
Budynek po lewej to najprawdopodobniej budynek, w którym mieści się moja firma - głowy sobie jednak nie dam uciąć, bo wchodzę od drugiej strony.

Z rzeczy prywatno-optymistycznych - poznałam dziś dziewczynę, Polkę, która zna inne dwie dziewczyny, też Polki, które są chętne na weekendowe eskapady poza Reykjavik. Byłyśmy w kawiarni Kaffibrennslan - polecam w razie gdyby ktoś odwiedzał Reykjavik. Cena za kawkę 500 ISK, czyli ok. 14 zł, co jest ceną praktycznie polską. Ponadto można sobie tam siedzieć z laptopem, jest wifi, i dużo miejsca, więc nikt nie wygoni (już wiem gdzie będę pisała pracę mgr;)).

środa, 18 czerwca 2014

Pierwszy dzień na Islandii

Blog ten powstał, aby uwiecznić mój pobyt na stażu w Reykjaviku, a także przemyślenia towarzyszące mu.

Przybyłam do Reykjaviku dziś w nocy. Przylot liniami AirBerlin był w pełni bezproblemowy. Następnie z lotniska złapałam autobus FlyBus, który odjeżdża po każdym przylocie samolotu. We FlyBusie jest darmowe wifi, a bilet do głównego przystanku kosztuje jakieś 2000 ISK, czyli około 50 zł. (Takie praktyczne informacje również będą miały miejsce na tym blogu.)

Kiedy przyleciałam była północ i w pełni jasny dzień. Zjawisko to nosi nazwę dnia polarnego ;) i było dla mnie zaskoczeniem, pomimo wcześniejszej wiedzy na temat tegoż ewenementu. Z moich obserwacji wynika, że tej nocy słońce w ogóle nie zaszło.

Nie należy jednak zwieść sie pozorom - dzień polarny, owszem, jest widno. Ale jest ponuro. Zarówno w południe jak i w nocy. Zachmurzenie jest bardzo duże, ciągle mży deszcz i jest zimno. Pierwszym zakupem była ciepła, wełniana czapka w sklepie dla turystów. (Teraz wszyscy widzą po czapce, że jestem przyjezdna.)

Zdjęcia niestety robię tabletem, fotograf również ze mnie żaden. Nie wiem zatem czy wstawianie tu czegokolwiek nie wprawi czytelnika w poczucie żenady, zakładam jednak że wchodzić tu będą tylko moi znajomi, którzy przywykli do prezentowanego przeze mnie poziomu.

Hallgrímskirkja (dosł. "kościół Hallgrímura"). Kościół o rozkładzie zbliżonym do normalnego.

Jezioro Tjörnin. Jeziorko mieszczące się w centrum Reykjaviku. Pływają sobie po nim puszyste kaczuszki, dostojne łabędzie, a także rzekomo 40 innych gatunków ptaków. 


Wesoły rzut na miasto. Imponująca zieleń, nieprawdaż?
Tu bym sobie dała głowę uciąć, że mamy do czynienia z odwzorowaniem prehistorycznego gigantycznego stawonoga. Według google jest to jednak "pomnik łódź".


Bardzo ładne wybrzeże, które jednak najlepiej zobaczyć naocznie.